Każdy z Was zapewne kojarzy „Czerwoną królową” a tym bardziej, że dzisiaj jest premiera drugiej części – „Szklany miecz”. Cudowne okładki oby książek zachęcają do poznania jej treści.
Mare Barrow żyje w zupełnie innym świecie niż nasz obecny. Ludność tam dzieli się na Czerwonych – pracowników i nic nieznaczących ludzi oraz Srebrnych – o srebrnej krwi i obdarzonych różnymi mocami. Ci drudzy dzielą się ze względu na dana zdolność są np. Wodniaki, Cieniści, Siłacze, Pieśniarze, Zieleńce i wiele innych. Na czele Czerwonych i Srebrnych stoi król – Płomienny – Tyberiasz Calore Szósty.
Pełnoletność, która zbliża się wielkimi krokami jest dla wielu Czerwonych wyrokiem rychłej śmierci na froncie. Jeżeli nie masz pracy, czeka cię wojna. Nie ma żadnych innych rozwiązań, ponieważ niewypełnienie obowiązku służby jest karane. Mare nie mam pracy, a zbliżająca się osiemnastka jest tuż za rogiem. I nagle staje się cud. Do jej domu przybywają strażnicy z zamiarem zabrania jej na dwór. Jeden dzień i jej życie zmienia się a ona odkrywa w sobie moc. Jedna mała wpadka a jej istnienie zależy od widzi misia królowej. Zostaje księżniczką i narzeczoną jednego z książąt. Jednak czy to nie jest zbyt idealne? Czy w mieście przepełnionym kłamstwami da się myśleć o zachowaniu głowy?
„Czerwoną królowa” jest moim zdaniem dobrą powieścią, acz wątek dziewczyny, która sprzymierza się z rebeliantami i pomaga im oraz sobie przeżyć wydaje mi się trochę oklepany. Spójrzmy, chociaż na „ Zbuntowaną” czy „Dotyk Juli” lub „Delirium” a nawet „Igrzyska śmierci”. Wszystkie te bohaterki walczą z systemem modląc się o lepsze jutro. Sam pomysł jest dobry, lecz ile można czytać o dziewczynie, która zbawia świat, nie siądziecie?
Oczywiście, nie mam na myśli, tego, że książka jest zła, wręcz przeciwnie jest godna polecenia powieścią młodzieżową, nad która warto poświęcić kilka chwilek. Jest pełna intryg i tajemnic. A i zabrakło jednoznacznego wątku miłosnego. Jednym może się to nie spodobać, natomiast mi podobało się to, że nie wszędzie musi wirować miłość – taka odskocznia ;).
Styl autorki jest moim zdaniem idealny. Fantastycznie łączy teraźniejszość z elementami „monarchii”. Wszystkie opisy miejsc, strojów i osób proste w wyobrażeniu. Dokładne opisy miejsc mogą nudzić, lecz mi się akurat w tej powieści podobały, mogłam dokładnie ujrzeć je wszystkie w głowie.
No cóż, na koniec mogę tylko dodać, że „Czerwona królowa” jest o cieniu, który staje się czymś więcej, a ma nawet możliwości większe niż inni. Najbardziej podobało mi się ostatnie 100 stron, gdy akcja zaczęła nabierać szybszych obrotów. Na pewno sięgnę po drugi tom, a Wam polecam pierwszy, pamiętajcie też, że jest to debiut i nie można od razu osądzać całej twórczości Victorii Aveyard. Moim zdaniem jest to dobra książka warta przeczytania.
I pamiętajcie dziś premiera „Szklanego miecza” 🙂
Fajny blog nie jest to pusta recenzja tylko zawiera przemyślenia i inne uwagi autorki podoba mi sie czekam na następny wpis. A odnośnie do krytyki modelu fabuły powtarzającym się w wielu tytułach. To zupełnie normalne weźmy na przykład tragedie „romeo i julia” oklepane już samo w sobie ale rynek papierniczy i filmowy jest zalany dziełami bazującymi na niemożliwym związku. Wobec tego czy warto przyczepiać się do fabuły?
Nie chodziło mi o wątek związków, a o to, że w większości książek jest ten sam motyw buntu, co może nie podobać się wszystkim. Czytaczu dziękują za twoje pozytywne kilka słów 🙂